wtorek, 2 stycznia 2018

Biała magia - zimowe wejście na Grzesia

Nie wiem jak u Was, ale w Krakowie w chwili obecnej nie ma ani grama śniegu, a jedyną oznaką, że mamy do czynienia z zimą są choinki i ozdoby świąteczne w galeriach handlowych i na ulicach. Ahhh, nawet zatęskniłam trochę za tymi mrozami... a pisze to osoba która strasznie nie lubi zimna! :D Z tęsknoty za białym puchem postanowiłam wyrwać się na chwilę z tego szarego i ponurego miasta. No i przecież nie byłabym sobą gdybym nie spędziła ostatnich dni 2017 roku w moich ukochanych górach!

W związku z tym, że w Tatrach ogłoszono lawinową 3, starałam się bardzo rozważnie wybrać cel wędrówki. Ostatecznie wybór padł na Grzesia w Tatrach Zachodnich i zdecydowanie stwierdzam, że to był strzał w dziesiątkę. Dolina Chochołowska po całonocnych opadach śniegu prezentowała się magicznie. Dookoła pięknie pokryte śnieżną pierzyną drzewa, śnieg skrzypiący pod nogami i ta cudowna cisza i spokój. Droga, która zawsze wydawała mi się okropnie nudna i mało atrakcyjna w tej pięknej scenerii wyglądała jak z bajki. 

Niestety im wyżej wychodziliśmy tym warunki były coraz gorsze, na samym szczycie niewiele było widać, a zamiast pięknych widoków, na zdjęciach mam milion takich samych ośnieżonych choinek. Dobre i to :).
Dlaczego piszę o tym wypadzie? Bo to idealna opcja dla początkujących osób, które mają już za sobą letnie wędrówki w Tatrach i chciałyby postawić pierwsze kroki w zimowych warunkach. Jest to zasadniczo łatwy szlak, większość trasy prowadzi przez las a podejście nie jest bardzo wymagające, dlatego przy dobrych warunkach każdy powinien dać sobie radę. 
Klasyk górskich wędrówek. No dobra, tak naprawdę to jest główny powód dla którego tam chodzę... :)
Ktoś może powiedzieć, że trochę wstyd chodzić po takich łatwych szlakach dla "januszy", mając już zdobyte o wiele bardziej wymagające szczyty... Nic bardziej mylnego! Przyznam, że już dawno nie wróciłam z gór tak bardzo zrelaksowana i naładowana pozytywną energią (co chyba widać po zdjęciach, bo na każdym mam mega wyszczerz :D). Nie każdy wejście na szczyt musi być byle tylko dalej, wyżej, trudniej... Bo ta cała relacja z górami nie ogranicza się do najwyższych wzniesień, nawet w takich dolinkach możesz poczuć że żyjesz. 
A sobie obiecałam, że jeszcze tam wrócę. Bo zawsze się wraca, jeżeli raz zostawiło się serce w górach... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga

Instagram